Blog

 


Sprawozdanie z Gali filmowej 17.11.2016

Marzenia się spełniają… Dla marzeń warto żyć…

W dniu 17 listopada 2016 r. wczesnym wieczorem rozpoczęła się Gala filmowa. Uroczystość była podsumowaniem wyjazdu młodych filmowców z projektu Okiem Kamery do hotelu Wierchomla Dwie Doliny. Celem wyprawy było nakręcenie kilku filmików reklamowych.

Czwartkowe spotkanie zorganizowane zostało w sali konferencyjnej budynku Urzędu Gminy Michałowice. Na uroczystość przybyli zaproszeni goście. Wśród nich byli między innymi: p. Krzysztof Grabka-Wójt Gminy Michałowice, p. Ewa Wierzgała, p. Aleksandra Justa, p. Małgorzata Głodowska-Dyrektor ZSO w Komorowie, p. Wojciech Bentyn – Dyrektor Gimnazjum w Komorowie, przedstawiciele grona pedagogicznego ZSO w Komorowie, młodzi filmowcy i ich rodziny. Uroczystą Galę prowadziła p. Katarzyna Wołek – opiekun projektu, która jak zwykle swoim entuzjazmem, uśmiechem i pasją do filmu zarażała wszystkich uczestników. Pani Kasia dzielnie wspierana była przez p. Mirosława Olędzkiego-współzałożyciela Fundacji Okiem Kamery. Prowadzący na wstępie podsumowali warsztaty, uchylając kilka wesołych tajemnic. Następnie na dużym ekranie wyświetlone zostały wszystkie nakręcone podczas wyjazdu dzieła. Każdy z filmów był krótko zapowiedziany przez przedstawicieli młodzieży. Pierwszym z nich był „Making-of”, w którym zarejestrowaliśmy naszą filmową twórczość. Już podczas tego filmu widać było uśmiechy na twarzach gości. Następnie zaprezentowaliśmy wiersz pt. ”Hotel Wierchomla” napisany przez Wiktorię Ciechomską i zobrazowany przez Gucia Olędzkiego. „Zagubione Dziecko” to tytuł kolejnego utworu. Scenariusz napisało pięć dziewczynek z klas szóstych Szkoły Podstawowej. Ta krótka historia opowiedziała przygodę rodziny w scenerii hotelu. Goście mogli podziwiać grę aktorską p. Kasi,
p. Mirka oraz najmłodszego uczestnika wyjazdu. Kolejny zaprezentowany film to „Brzydkie Kaczątko”, według scenariusza Julki Reszki i Kasi Struniewicz, zrealizowany przez Artura Rojczaka. Kilka minut filmu udowodniło, że w Wierchomli ludzie stają się piękniejsi. Zosia Gmurek napisała scenariusz do filmu eksperymentalnego. Zrealizowała go we współpracy z Julką Grabowską. „Alicja w Krainie Dwóch Dolin” to bajka autorstwa Asi Narkiewicz i Kamili Kupiec. Choć nie wszystko poszło po ich myśli, to i tak film okazał się wielkim hitem. Bartek Banachowicz – licealista z Poznania, który był razem z nami w Wierchomli jest autorem scenariusza i reżyserem filmu zatytułowanego „Rodzina”. Znajdujemy w nim zachętę do aktywnego spędzania czasu. Gucio Olędzki napisał scenariusz do filmu pt. „Łódy a’Leń”. Został on zrealizowany przez Kajtka Olędzkiego. W czystym, górskim powietrzu Wierchomli lepiej widać absurd świata i można się tu głośniej śmiać. Gromkie brawa zebrał utwór pt. „Hotel Boy” w reżyserii Kajtka Olędzkiego. Scenariusz napisała Gosia Gębala. Nie można pominąć udanej roli aktorskiej Olivera Rykały. Ostatnim zaprezentowanym filmem był „James Błond” według scenariusza Oli Więch, wyreżyserowany przez Bartka Banachowicza. Agent Jej Królewskiej Mości zagościł w Wierchomli, gdzie spotkała go niezwykła przygoda. Kolejnym punktem Gali była prezentacja „Tak było” przygotowana przez Gucia Olędzkiego zawierająca wspomnienia z wyjazdu. Ostatnim punktem uroczystości było wręczenie nagród ufundowanych przez firmę LG dla wyróżnionych filmowców. Zostali nimi: Gucio Olędzki, Oliver Rykała oraz Szymon Grochowski. Serdecznie gratulujemy! Następnie na scenę zostali zaproszeni wszyscy członkowie projektu. Po części oficjalnej goście zostali zaproszeni na słodki poczęstunek i rozmowy w kuluarach, gdzie można było zakupić płyty z zaprezentowanymi dziełami filmowymi.

Wyjazd do Wierchomli był marzeniem wszystkich uczestników projektu. Oklaski, podziękowania, podziw, gratulacje, jakie zebraliśmy podczas Gali, potwierdziły, że sprostaliśmy zadaniu i osiągnęliśmy sukces. To wydarzenie będzie nas motywowało do dalszej nauki i pracy podczas kolejnych warsztatów.

Kacper Średnicki kl. Ic


Warsztaty Filmowe Dwie Doliny

Tu zaszła zmiana, czyli (po) warsztatowe niespodzianki

Sercem jestem jeszcze w Wierchomli na warsztatach filmowych Dwie Doliny. I jak mam wrócić do swoich codziennych obowiązków, kiedy rozpiera mnie energia i nieustannie myślę o tworzących dzieciach, o scenariuszach, ujęciach, o uszkodzonym kolanie Kamili i chrypie Oli.

Ale wróciliśmy i czas wziąć się do roboty zarówno zawodowej jak i fundacyjnej. Teraz należy podsumować, wyciągnąć wnioski, by, z jeszcze lepszymi pomysłami, wystartować do kolejnego projektu.

Warsztaty filmowe – z punktu widzenia nauczyciela to absolutnie wspaniały czas.

Integracja. Pomoc. Zrozumienie. Kłótnia i Kompromis. Współpraca. Zabawa. Nauka.

Teoretyczne hasła, które wcielam ( z różnym skutkiem) od dwudziestu lat, stały się ciałem i nagle w ciągu kilku dni wszystkie cele wychowawcze, a nawet terapeutyczne zostały -ot tak sobie- osiągnięte.

Wzajemne porównywanie, kto jest lepszy- odeszło w odstawkę, ponieważ każdy był potrzebny, niezbędny i niezastąpiony na swoim stanowisku.

ZNAM te dzieciaki, niektóre z nich uczę trzeci rok, niektórych jestem wychowawczynią. Dziewczynka, która nigdy nie recytuje w obecności kolegów i zawsze kradnie mój czas na przerwie, w Wierchomli grała główną rolę w filmie! Dyskretny makijaż niezastąpionej pani Ewy dodał pewności siebie, tak bardzo, że nie przeszkadzał jej nawet krąg gości hotelowych zainteresowaniem przypatrujących się nowo wzeszłej gwieździe.

Diablik z piekła rodem, który nie raz dał mi się we znaki podczas lekcji, tutaj chodził jak w zegarku. Kultura osobista. Takt. Empatia. Koleżeńska postawa wobec innych. Ale też cięty dowcip- to jego drugie, nieznane mi dotąd, oblicze, które ujawniło się w Wierchomli. Czyżby górski klimat? Nieee, to klimat pracy przy wspólnym filmie.

Dosyć nieśmiały chłopak, który w klasie orłów ma problem z rozwinięciem swoich skrzydeł, bo chociaż piękne to malutkie w porównaniu do orlich, tutaj stał się Głównym Operatorem. Chętny do nauki, w mgnieniu oka pojął warsztat przekazany mu przez Mirka i starszych kolegów. Filmował jak stary wyga. Wrócił odmieniony, doceniony i spełniony.

I takich konkretnych przykładów jest wiele…Magia kina? Tak! W dosłownym tego słowa znaczeniu. Dzięki filmowi zadziały się magiczne przemiany w naszych dzieciach.

Zabraliśmy na warsztaty Karolinę, Kacpra, Szymona, Kasię…a przywieźliśmy, operatora dźwięku, reżysera, aktora, montażystę… I mam nadzieję pewniejszą siebie, lepszą młodzież, która znajdzie swoje miejsce w dobrej, mądrej przestrzeni, dającej możliwość wyrażenia siebie.

Wiem, że nie możemy tego zepsuć, że musimy się rozwijać, dawać szanse, możliwości. Potrzebujemy wsparcia Rodziców i innych nauczycieli. Zapewniam Was. Warto.

Katarzyna Wołek


3 października 2016

W ostatni piątek podczas zajęć filmowych mieliśmy doskonałą okazję do zaprezentowania naszej kreatywności. Zostaliśmy podzieleni na grupy. Otrzymaliśmy zadanie przygotowania etiudy wyrażającej historyjkę w trzech zdjęciach. Powstało wiele ciekawych propozycji. Mogliśmy wykazać się innowacyjną grą aktorską i reżyserską pomysłowością. Wykorzystywaliśmy takie narzędzia jak: czarne tło, koszulki białe i czarne oraz aparaty fotograficzne.

Jeżeli chcecie wcielić się w rolę aktora, reżysera, kamerzysty i nie obce są Wam tematy filmowe, zachęcam do udziału w warsztatach. Spotykamy się w każdy piątek o godz. 18:00.

Kacper Średnicki kl. Ic


1 października 2016

Tak z zaskoczenia, wrzesień się skończył.

Zajęcia szkolne i pozaszkolne już się poukładały.

Warsztaty filmowe Okiem Kamery przyciągnęły w tym sezonie więcej dzieciaków.

Jakiś inny gatunek tych dzieci. W 90 minut potrafią wysłuchać wstępu, wymyślić zadanie i je zrealizować.

Wczoraj opiekunowie oddali cały prywatny sprzęt foto-video w ręce młodych twórców. A i tak brakowało! Część ekip pracowała na smartfonach.

Zróżnicowanie talentów jest ogromne. I bardzo wyraźne.

Mamy scenarzystów. Potrafią w chwilę wymyślić historyjkę z sensem i puentą.

Operatorów. Takich, co nie tylko obrazem, ale i kolorem lub brakiem koloru operują.

Reżyserów. Zdecydowanych uzyskać od swoich kolegów taki efekt, jaki widzą w swoich głowach.

Jest nieporadność w technice, pokonywana zapałem. Jest trema, łamana pracą wszystkich uczestników.

Efekty nie są w ogóle porównywane. Bo młodzieńcza kreacja nie może być konfrontowana.

Pomysły są proste, lub bardzo skomplikowane. Ale żaden nie kieruje się konwenansami. Interesujące dla uczącego, jest to, że im młodsze dzieciaki, tym idee swobodniejsze.

Po wysłuchaniu wykładu Sir Ken’a Robinson’a baczniej obserwujemy jaki mamy wpływ na oduczanie dzieci. Tak, do tej pory system edukacyjny oducza swobodnej kreacji.

Już dawno temu, jeden ze znanych operatorów filmowych, powiedział, że szkoła filmowa pomaga części absolwentów, a innej części szkodzi. W rzemieślnikach układa umiejętności warsztatowe, w artystach zabija kreatywność.

Podobno wszyscy rodzimy się artystami i dopiero dorastając leczą nas z tej przypadłości. Wczoraj było to widać. Wszystkie dzieci są artystami! Te starsze, muszą na nowo wracać do kreatywności pierwotnej. Młodsze po prostu działają!

90 minut zajęć owocuje Sztuką w czystej formie. Dla opiekunów to jest niesamowite przeżycie. My dorośli, zawsze ciężko pracujemy aby stworzyć Sztukę. A tu są dzieła, wymagające tylko kilku minut. Jest współpraca, dyskusje, kompromisy i działanie. Natychmiastowe.

Jasne, że za kilka lat dostrzegą dadaizm swoich obecnych dokonań i podciągną poziom. Ale będą rozpędzeni w inwencji. I nieograniczeni!

Wystarczyło dać im do ręki sprzęt foto i przepis na etiudę tryptykową. Wystarczył jeden przykład co można w ten sposób pokazać!

Mieliśmy: dramat, sensację, obyczajówkę, komediodramat (w trzech zdjęciach, sic!) akcyjniak…

Gdyby poprosić o pomysły agencję PR lub reklamową, to ich burze mózgów, pracowałyby nad tym 9 dni i nie wymyśliliby aż tyle.

Wiemy już, że jedyne czego nam brakuje to sprzęt. Młode umysły ogarniają technikę w sekundy. Ta współczesna technika, daje im trampolinę dla ich potencjałów.

Wczoraj wszyscy byli nagradzani brawami za etiudy. Każdy uczestnik klaskał głośno dla swoich koleżanek i kolegów. To nie było szkolne klepanie! Oni poważnie nagradzali sami siebie.

Kiedyś, ich dzieła będą oklaskiwane przez tłumy. Zobaczycie…

m.


25 września 2016

(Po) festiwalowe refleksje

Kiedy byłam nastolatką, taką w wieku gimnazjalnym, nigdy nie wiedziałam, czy u cioci na imieninach mam usiąść przy stole z dorosłymi i słuchać pikantnych dowcipów wujka Rysia, czy może biegać z dzieciakami dookoła stołu…Czy oglądać kreskówki, czy z zażenowaniem patrzeć na sceny „dla dorosłych” albo te pełne „ mordobicia”. Jakoś żadna opcja nie była mi bliska, żadna nie zaspokajała potrzeb nastolatki.

Teraz, kiedy mam do czynienia z nastolatkami, pamiętam o swoich odczuciach, choć było to tak dawno, że aż nieprawda…

Kiedy mam wybrać film, jaki chciałabym pokazać młodym kinomanom, okazuje się, że jest ogromna próżnia. Mało jest takich filmów, które spełniałyby ich i moje oczekiwania. Mało, ale jednak są. Na festiwalach.

Przed godziną wróciliśmy z Festiwalu Kino Dzieci. Pojechaliśmy gnani ciekawością i żądzą obejrzenia dobrego kina. I nie zawiedliśmy się. Przed seansem z ekranu przywitał młodych widzów reżyser filmu „ Sekrety wojny” Denis Bots i życzył odbiorcom wspaniałych wrażeń. To nic, że z ekranu. Młodzi i tak poczuli się docenieni jako dojrzali i ważni widzowie. Przeprosił, że nie może być na festiwalu. To bardzo miły gest, pokazujący, że reżyser nie tworzy dla siebie, że najważniejsi są dla niego Widzowie, że szanuje odbiorców swojej twórczości.

„Sekrety wojny” to niezwykle poruszający film o sile przyjaźni, o lojalności, zdradzie, wybaczaniu, o sile więzi rodzinnych, o pierwszej miłości, o rozstaniu i o wojnie. To film o dzieciach, genialnie zagrany dla dzieci. Bez epatowania przemocą, bez kropli krwi, a nawet z pewną dozą humoru, twórcy oddali trudną sytuację, w jakiej znaleźli się bohaterowie.

W końcu poczułam, że dzieło znalazło właściwego odbiorcę. Że koszula nie jest ani za mała, ani na wyrost, że leży jak ulał!

Wzruszyłam się. Moje dzieciaki również. Dziękuję za ten film. Dziękuję za to, że powoli zapełnia się nisza w kinie dla nastolatków i bez zażenowania możemy pokazać im coś naprawdę wyjątkowego!

Udział w Festiwalu Kino Dzieci powinien być pozycją obowiązkową dla wszystkich tych, którzy chcą mądrze i świadomie wychowywać, a „Sekrety wojny” są doskonałym wytrychem do rozmów na trudne tematy.

KW


10 września 2016

Fundacja Okiem Kamery.

Tak się porobiło i pozmieniało jakoś…

Zmiana jest głównie w zegarku i w kalendarzu. Oba mierniki przyspieszyły.

Pomysły i plany zasypują umysły i notesy warstwami grubymi na tyle, że chyba już nigdy nie dotrzemy do tych na spodzie.

Chyba to, co robiliśmy bez struktury, podobało się. Bo teraz, gdy legalizujemy organizację, spotykamy się z sympatią i pomocą.

Pierwszy był akt założycielski u notariusza. Taksa notarialna jest regulowana ustawą, lub sercem notariusza. Notariusz- Renata Żurawska, w zamian za swoje usługi, poprosiła nas o uśmiech i wymaga jedynie sukcesów w naszej pracy…

Wszystkie dokumenty fundacji przygotował mecenas Sławomir Żurawski. On też chodzi za nas drogami zawiłości rejestracyjnych i prawnych. Poucza nas i inspiruje, dzieląc się swoim doświadczeniem.

Jak pamiętacie, pierwszym darczyńcą w Konkursie Filmowym Ratujmy Życie, też jest firma prawnicza…

Adversum czy Państwo Żurawscy, bardzo skutecznie pokazują, że nie pasują do wzoru amerykańskiego bezdusznego prawnika – krwiopijcy, lansowanego przez Hollywoodzki przemysł filmowy. Możemy obiecać, że jako fundacja okołokinematograficzna będziemy uczyć dzieci patrzeć na prawników przez pryzmat takich ludzi jak Wy.

O planach tylko wspominam, ale nie precyzuję. Najlepiej jak ocenimy wyniki działania.

Mieliśmy pierwsze po wakacjach spotkanie z dzieciakami, już jako fundacja. Zarazić entuzjazmem jest dość łatwo. Zniechęcić wizją wysiłku, jeszcze łatwiej. Stojąc przed grupą nastolatków, miło jest widzieć w ich oczach nadzieję na fajną zabawę, znaleźć w ich słowach świadomość ich własnej wyjątkowości. Ale też ich udział w działaniu fundacji, buduje ogromną odpowiedzialność.

Oni szukają czegoś pięknego i wartego wysiłku.

Mając obraz tych młodych ludzi, musimy chcieć zrobić więcej, niż wydaje nam się, że możemy.

Chwilami pojawia się lęk przed ogromem zadania.

Potem pojawia się scenariusz 14 letniej Gosi, który udowadnia, że absolutnie warto!!!

Potem Artur, który robi w tym roku maturę, chce iść do szkoły filmowej, przyszedł do fundacji po konkretną pomoc. Wiemy, czego brakuje wielu rówieśnikom Artura, aby ich droga do szkoły filmowej była łatwiejsza. Lub wręcz pewna!

Zmarnowanie talentu i zapału Gosi czy Artura nie jest absolutnie możliwe. Tacy jak Oni za kilka lat będą nas wzruszać, bawić, inspirować i w ogóle czynić świat lepszym.

m.


25 sierpnia 2016

Zmierzch krytyków.

Pierwsze wystawy impresjonistów były tragicznymi wydarzeniami.

Najsmutniejsza była wystawa w XIX wiecznej Anglii. W pierwszym dniu pokazu publiczność oszalała i pozamawiała „kolorowe wrażenia na płótnach” aby, po wystawie, kupić i zabrać te cuda do domów. Również tego pierwszego dnia pojawili się tam krytycy, którzy mogli zrelacjonować wydarzenie dopiero następnego dnia – gazety drukowano nocą… Krytycy może i nawet poczuli cios jakim było pojawienie się takiego postrzegania świata. Jednak byli poważnymi ludźmi i oczekiwano od nich opinii. Przepraszam : OPINII. A oni, od kiedy postanowili być krytykami, widzieli zawsze to samo i zawsze mogli spokojnie powiedzieć to samo. Przed obrazem impresjonisty nie dało się powiedzieć tego samego co zawsze… Najłatwiej było powiedzieć, że to jest złe. I najbezpieczniej. Pochwalenie czegoś nowego i innego może dla krytyka być niebezpieczne. A nuż, okaże się się to naprawdę złe?

Wtedy wydawało się, że na sztuce zna się tylko garstka wybranych przez Boga. Publiczność odwołała zamówienia.

Krzywda uczyniona impresjonistom dała im tylko więcej siły. Teraz jak mówimy malarz – myślimy impresjonista. Zresztą to, jak te obrazy walą po oczach i emocjach możemy poczuć nawet 120 lat po ich namalowaniu.

Oberwało się krytykom za ten błąd. Kolejne pokolenia krytyków musiały się rehabilitować w oczach odbiorców ich „ciężkiej krytyczej pracy”, więc chwalili wszystko co nowe, i jak leci. Pamiętacie uchwyt na „treblinki” którym Tadeusz Chmielewski dał po łbie krytykom sztuki? Zaopatrzeniowiec Zygmunt Bączyk z Sulęcic okazał się objawieniem artystycznym… Tak na wszelki wypadek, co by nie popełnić tego błędu co z impresjonistami.

Prawie 100 lat temu Tadeusz Boy-Żeleński napisał :

„Krytyk i eunuch z jednej są parafii

obaj wiedzą jak, żaden nie potrafi.”

To taki wstęp do myśli o krytykach. Nic się w mentalności krytyków nie zmienia. Mają falowanie: od potępiania wszystkiego co nowe, po chwalenie bez opamiętania.

Do tego dochodzi jeszcze poprawność polityczna i historyczna.

Po klubowym pokazie filmu (z tych ambitnych) dla nastolatków, wystąpiła grupa krytyków i zanalizowała dzieło. Młodzi słuchacze byli oszołomieni ilością warstw w tym filmie. Analogii do wszystkiego, było więcej niż liter we wszystkich dialogach. Odniesień, więcej niż klatek na taśmie filmowej.

Po wysłuchaniu tego wystąpienia i ochłonięciu, jeden z 14 letnich młodych filmowców wyraził obawę, że jego 4 minutowy film o płynącej wodzie na pewno poruszył „z dawna rozjątrzone problemy polsko – żydowskie”. Jego rówieśnicy skwitowali to salwą śmiechu i stwierdzili , że gdyby żył twórca (dyskutowanego) filmu, to by też gębę ze zdziwienia rozdziawił.

To budujące, że przyszli filmowcy nie przejmują się krytykami. Bo i nie ma czym.

Mamy internet i „lajki”. Tak, tak… jasne, że odbiorcy w masie sieci społecznościowej są ciemni.

Ale są enklawy. Ostatnio nawet pojawił się portal w którym komentować można tylko czystą polszczyzną! Piszący z błędami są wywalani bez litości. Są miejsca gdzie piszący i czytający szanują się wzajemnie. Piszą o nauce, psychologii, przyrodzie i o sztuce. W tym o filmowej, która jest nam szczególnie bliska. Tam przeniesie się krytyka.

Moje pierwsze dyskusje o filmie odbywały się na sali kina Polonia – ówczesnej siedziby Iluzjonu. Wspominam to jak tortury. Mądre słowa o filmie były jak trzy malutkie diamenty na hałdzie żużlu. Do dziś mam awersję do dyskusji o filmie, tuż po filmie. 90 minut obrazów, muzyki i dialogów ładuje nasz umysł energią na kilka godzin myślenia. W samotności. Wychodząc z kina, staram się być uczestnikiem wiktoriańskiej wystawy impresjonizmu. To ja mam czuć. Krytyk jest na następny dzień. I mało mnie obchodzi co ma do powiedzenia. Ważne jest, to co zostało we mnie. Widocznie krytyk musi być, tak jak prawnik i urzędnik – te zawody poświęcają 99% czasu swojej pracy na tworzenie uzasadnienia swojego istnienia.

Okiem Kamery to między innymi wskazanie pozycji twórcy i widza. Młodzi ludzie wchodzący w świat filmu wybierają miejsce. Za kamerą lub przed ekranem. Oba miejsca są ważne. A może nawet to przed ekranem jest ważniejsze? Opinia krytyka jest jak widać wątpliwa. Liczy się to co zostanie w nas po seansie. To jak popatrzymy na film. Zatkamy uszy na słowa „znawców” i przeżyjemy przygodę sami.

Twórca robi film dla widza. Najważniejsza jest „impresja” widza w chwili pojawienia się napisu „koniec”.

Wczoraj był pokaz filmu Almodovara „Julieta” . Po filmie zapowiedziano dyskusję. Z powodów różnych dyskusja nie odbyła się. Impresje pozostały nietknięte… Dziś, po nocy i poranku mogę o tym filmie dyskutować. Mam siłę przeciwstawić się każdemu krytykowi – mam moje własne impresje i nic ich nie zmieni… Almodovar zrobił ten film dla mnie i dla ciebie i to nasza sprawa jak go odebraliśmy.

KW


16 sierpnia 2016

O filmoterapii słów kilka

Niby sezon ogórkowy, a tak wiele się dzieje. To tu ,to tam liczne festiwale filmowe przyciągają niezliczone rzesze wiernych widzów, wielbicieli kina. Dwa Brzegi w Kazimierzu, Nowe Horyzonty we Wrocławiu, Festiwal w Zwierzyńcu, a Krystyna Janda ruszyła ze swoim repertuarem do Szczecina. Biletów brak.

Skąd takie zainteresowanie? Zamiast ze źdźbłem trawy między zębami i chłodzącym napojem w dłoni, zamiast za parawanem we Władysławowie, czy w kolejce na Kasprowy, czekamy na ważne wydarzenia filmowe, wcześniej rezerwujemy bilety, zaszywamy się w ciemnej sali i wpatrujemy w ekran. Dlaczego?

Film bardzo mocno, jeśli nie najmocniej ze wszystkich dziedzin sztuki, oddziałuje na naszą psychikę. W wygodnym fotelu, w sali kinowej czujemy się bezpiecznie i powoli wraz z rozwojem akcji buduje się przestrzeń do konfrontacji z własnym „ja”. I tworzy się więź nie tylko z bohaterami filmu, ale także z naszym życiem. Widz jest w komfortowej sytuacji, bo dana jest mu wielka dowolność…Zawsze może powiedzieć, że ekranowa historia to jedynie fikcja, a bohater jest tylko wykreowaną postacią.

W takim razie co począć z wycieraną ukradkiem łzą wzruszenia, z poczuciem, że film dotknął do żywego problemu, z którym borykamy się, że „ sponiewierał” nas emocjonalnie? Trzeba zrzucić z siebie emocje nagromadzone podczas filmu, trzeba obgadać, przedyskutować w bliskim gronie przyjaciół, pasjonatów kina czy z samym sobą. Tak czynili już starożytni Grecy, którzy w amfiteatrze czekali na katharsis. Tak czynili amerykańscy żołnierze po wojnie w Wietnamie, nie potrafiący poradzić sobie z traumatycznymi przeżyciami. Antidotum okazały się właśnie filmy, dzięki którym łatwiej było otworzyć się, poznać i nazwać własne emocje.

Na wszystko jest film. Albo inaczej, film jest dobry na wszystko. Są takie filmy, które potrafią zmienić nas samych albo perspektywę patrzenia na świat. Wówczas uchodźcy nie są problemem, homoseksualista potrafi kochać naprawdę, a dziewczynka uciekająca z domu sierot w Australii staje się bliska. Są filmy na jesienną chandrę czy zawód miłosny, ale są i takie, które dotykają najbardziej intymnych zakątków naszej osobowości. Warto tam czasem zajrzeć, by bardziej świadomie żyć, by poznać siebie i zrozumieć innych.

Film gra na naszych emocjach. W nim jak w lustrze widzimy swoje problemy, znajome sytuacje, jest świetnym narzędziem i punktem wyjścia do dialogu.

Filmoterapia stwarza możliwość rozmowy z dziećmi na wszystkie tematy zarówno te miłe i przyjemne, jak i bardzo trudne, z którymi i tak przecież kiedyś będą musiały się zmierzyć.

Psychologowie twierdzą, że niebawem to właśnie filmy staną się narzędziem ich pracy… Tymczasem możemy sami spróbować wykorzystać ich dobroczynne działanie, rozmawiając z bliskimi czy z samym sobą.

Więcej informacji i narzędzia do pracy na stronie www.filmoterapia.pl

Kropka


15 lipca 2016

Instrukcja postępowania (skrócona)

na wypadek przeniesienia do świata filmu przygodowego

*Nie wsiadamy do samochodu drugoplanowego „czarnego charakteru” gdyż taki pojazd wybucha z siłą 10kT przy dowolnej lekkiej stłuczce.

*Auto pozytywnego bohatera turla się, rozbija, koziołkuje (aż do kompletnego nierozpoznania marki po karoserii) i zawsze ląduje na dachu, więc siadamy obok kierowcy, zakładamy kask ( jest w bagażniku obok granatnika i dmuchanego czołgu) i zapinamy pasy.

*Jeśli jesteś kobietą, to musisz mieć zawsze 19 lat, tytuł doktora kilku uniwersytetów, makijaż, buty na wysokim obcasie i spódniczkę mini, znać 9 języków (w tym dwa starożytne) i doskonale udawać, że nie znasz kungfu na poziomie Chucka Norrisa. Poćwicz potykanie się o nic i upadanie w błoto bez naruszania makijażu i fryzury.

*Jeśli jesteś mężczyzną, to musisz mieć sześciopak wokoło pępka, wykute na blachę superodzywki, miecz, karabin ultrasonicznooptyczny i trampki w kratkę z białą podeszwą odporną na przyleganie gumy do żucia (teraz tego nie rozumiesz, ale na pewno będzie to miało kolosalne znaczenie, więc postaraj się takie zdobyć i nosić zawsze, na wszelki wypadek). Poćwicz samodzielne wyjmowanie kul z ramienia po postrzale i również samodzielne zszywanie ran ciętych na plecach, ale bez lustra – na dotyk. Jeśli rany nie zabliźniają ci się w dwie, góra trzy minuty – poćwicz, aż zaczną.

*Nigdy nie martw się o transport. Samoloty, pociągi, autobusy i auta podstawia obsługa planu filmowego, na każde twoje żądanie.

*Przestudiuj historię kulinarną świata – musisz umieć zamówić wszystkie potrawy dokładnie według nazwy (najlepiej francuskiej lub japońskiej). Poćwicz rozróżnianie roczników wina.

*Na kibelku posiedź na zapas – w świece filmu toaleta to miejsce załatwiania „złych”, a nie potrzeb fizjologicznych.

*Pamiętaj zawsze mieć koło siebie znajomego hakera, który potrafi w 10 sekund przeprogramować wszystkie satelity, waląc bez opamiętania w klawiaturę złamanego na pół laptopa.

*Miej siostrę lub brata bliźniaka. A najlepiej oboje. Jeśli nie masz – poćwicz.

Jeśli ta instrukcja wydaje ci się dziwna, to poćwicz umysł na filmach akcji.

m.


11 lipca 2016

Okłamać i umrzeć.

„Nienachalna z urody”, to książka kłamstwo. Autorka zaraz po publikacji sobie umarła. I już nie bardzo można by Ją krytykować, gdyby nie to, że Maria Czubaszek sama bez litości jechała po zmarłych. Bo czemu niby nie?

Czytamy w tej autodestrukcjobiografii, biografiofelietonie, lub diabełek (z okładki) wie jakiej formie literackiej o kimś potwornie złym, przeciętnym, brzydkim i leniwym.

Z gotowania to tylko parówki nad gazem. Z ciepła rodzinnego to tylko żar z papierosów. Ze sztuki to tylko telewizja. Z literatury to tylko kolorowa prasa. Z urody to nienachalna…

Ciekawe, że takie indywiduum było zapraszane do poważnych dyskusji i proszone o opinie w różnych sprawach?

Jak można tak o sobie pisać, na tle tylu osiągnięć? Kokieteria? Skromność? Chyba nie. Wiele można powiedzieć o Czubaszkowej, ale nie, że czarowała oczkami, lub szaromyszkowała.

Ostatnie dzieło pani NicWłaśnie, wciąga i wkurza. O to jej chodziło! Jest absurdalne w innej płaszczyźnie, niż cała Jej twórczość.

Ale!!!! Nie udało się Mari Czubaszek we wszystkim. Jako, że pisząc była już Stara i Głupia (tak się przedstawiała!!! – to nie moja opina!) wymknęły Jej się niechcący cytaty wielkich umysłów. A takich słów nie wyczytała na opakowaniu parówek czy papierosów i na pewno nie usłyszała w telewizji. Jak niedouczony anglista-dziennikarz, niewyrywający się poza Mokotów, może mieć w głowie te złote myśli? Trąci oszustwem. Ale miłym…

Jeśli Pani Marysia chciała nas wnerwić, to się jej udało. Przynajmniej mnie wnerwiła.

Z takim dorobkiem powinna pozostawić po sobie jakieś wzniosłe wskazówki jak żyć aby tyle osiągnąć. Natomiast mamy obraz istoty człekopodobnej, wypranej z wszelkich zainteresowań, emocji czy talentów. Nic nie robisz, nic nie umiesz i niechcący publikujesz aby płacić rachunki za prąd… I to ma być przepis na sukces?

Niewątpliwy talent satyryczny powinien być pokazywany jako wzór dla młodych zdolnych. A tu co? Daj młodemu ludzikowi do przeczytania „Nienachalną z urody” i masz pewność dokumentnej demoralizacji czytelnika.

Nie da się tej książki czytać bez znajomości dokonań Marii Czubaszek. Może dlatego redaktor powciskał jak rodzynki w ciasto fragmenty Jej utworów. Raczej nie reprezentatywne, ale pobudzające apetyt na resztę.

Nie da się też, nie zadumać nad odwagą w obnażaniu miałkości naszej popkultury. Nie wiem czemu akurat tylko żonie tancerza i bliźniakom się dostało – jest liczne grono równie słabych, niestety. Oberwali też klasycy. Choć w uznaniu zasług Pani Maria oddała im sprawiedliwość jako artystom, w ogóle pisząc więcej niż dwa zdania.

Zdolności wieszczenia udowodniła, również niestety. Na szczęście nie przewidziała apokalipsy, lub o niej litościwie nie napisała.

Trójkowa „Powtórka z rozrywki” z lat 80, gnała uczniów na godzinę 13,15 przed radioodbiorniki. Tam Czubaszkowa masakrowała absurdem swoich skeczy. Wtedy, tuż po szkole, a czasem nawet kosztem ostatnich lekcji, kształtowało się dobry smak i wyobraźnię. Wtedy też ze zdumieniem słuchano Ciotki (Kwiatkowskiej) gnębiącej bez sensu Kazia (Pokorę) .

„Nienachalna z urody” też zdumiewa. Bo niby bez sensu a jednak tyle treści…

Jeśli jakiś nastolatek da radę przeczytać ostatnie dzieło Marii Czubaszek, to niech ma świadomość, że Ona tam uroczo nakłamała! Bez pracy, dyscypliny i ciekawości świata nic się nie osiągnie! Niestety.

Na pewno wzorem do naśladowania jest odwaga w wyrażaniu swoich poglądów i trwaniu przy nich. Powinna powstać nagroda imienia Marii Czubaszek za Odważne Trwanie Przy Swoim. Jakaś konkretna. Na przykład:… „nic właśnie”.

m.


23 czerwca 2016

Będzie chyba ckliwie. Właśnie uświadomiłam sobie, że dziś Dzień Ojca. Ojciec jest dziecku potrzebny. Mówi że dziewczynka w stroju baletnicy, królewny czy wróżki jest jego księżniczką i zawsze nią będzie. Nawet wtedy, a może przede wszystkim, gdy pojawi się ( daj Boże) prawdziwy rycerz. Ojciec pokazuje, że chłopaki też czasem płaczą. Oprócz tajników, jak być strażakiem, supermenem, spawaczem, pilotem i kim tam jeszcze… uczy, jak być wrażliwym, dobrym facetem. Nie wspomnę nawet o niezwykle tajemniczej sztuce wiązania krawata, którą, siłą rzeczy, musi przekazać. Ojciec to ojciec- wiadomo. Najlepiej, gdyby był…tatą.

Myślę o tych dzieciach, które nie mają taty. Albo mają tylko ojca. Albo jako dorosłe już osoby noszą na sobie bagaż niespełnionego dzieciństwa. Albo miały niedostatecznie dobrego, złego po prostu.

Przychodzi mi na myśl pewien ojciec, który poruszył mnie do głębi i czyni to za każdym razem, kiedy sięgam po ten film-Bogusław Linda w filmie Tato …Dotyka najbardziej intymnych pokładów uczuć wszelakich. Pragnienia o ojcu prawie doskonałym łączą się z ze złością na jego nieporadność, na chory system, na wszechobecny zły świat dorosłych. Sfiksowany po prostu. Rządzą w nim wzajemne żale, nienawiść – nawet już nie granicząca z obłędem, ale będąca czystym obłędem. I w tym wszystkim dziewczynka w bereciku, która wielkimi oczyma patrzy na to całe okrucieństwo. Dziewczynka, która nie rozumie, ale czuje…

Te najważniejsze relacje, budowane, kiedy mamy kilka lat, owocują w dorosłym życiu. Wspaniale jest, kiedy możemy czerpać pięknych wspomnień dzieciństwa i na tych fundamentach opierać swoje dorosłe życie. Ale zdarza się to zbyt rzadko.

Częściej musimy sklejać mozaikę dobrych wspomnień, szukać w pamięci wspólnych wyjazdów pod namiot, pierwszych kroków na niebieskim rowerku Kubuś, leżakowaniu na niewyobrażalnie wielkiej, pachnącej i głośniej pszczołami łące. Zanurzam się dzisiaj w te wspomnienia, wpadam w nie bez dna. Szczęśliwa, że mój ojciec był. Że jest dzisiaj, że męczy się dla mnie z kinem japońskim, którego nie znoszę, siedząc przy komputerze, którego nie lubi i robi konspekt. Że usłyszałam od niego najważniejsze dla mnie słowa… Dopiero kiedy patrzę na to, jaką jesteś matką, zaczynam rozumieć, co to znaczy być dobrym ojcem.

Dzięki, że jesteś, Tato.

Kropka


20 czerwca 2016

Festiwal Filmoteki Szkolnej.

Impreza zdecydowania za mała. To powinno być wielkie święto szkolnego kina!

Ogromne ukłony dla organizatorów. Choć jest ich za mało a kasy jest tyle co kot napłakał, to dali radę zrobić Wydarzenie.

Fajnie tak spotkać 40 innych nauczycieli wkręconych w kręcenie filmów z dzieciakami!

Superowo zobaczyć jak rówieśnicy z całej Polski chcą robić coś ponad.

Było tam 200 młodych ludzi z różnych miejsc z całego kraju.

Wyjechali wszyscy z zadaniem powiększenia tych liczb w przyszłym roku.

Trudno nie będzie…

Zabawa w kino jest niesamowita.

Nauczyciele umęczeni rutyną, odnajdują w tej dziedzinie nieograniczone pokłady tematów.

Dzieciaki mają efekty pracy natychmiast. I to spektakularne!

Młodzi krytycy sami zdecydowali, aby na tym festiwalu pokazać jeden polski film. „Demon”.

Po projekcji było spotkanie z twórcami. Były pytania. Lekko nie mieli, ci twórcy.

Dyskusje o tym filmie trwały nawet później. Opinie były szalenie interesujące!

Montaż. Podobno wpływ miała opinia światowego guru montażystów filmowych. Taaak… ale nasi nastoletni montażyści nie doszukali się niczego nadzwyczajnego. I określili (protekcjonalnie) montaż jako poprawny.

Scenariusz. Adaptacja. Dwie nastoletnie laureatki konkursów scenariuszowych, oceniły (szeptem) „Demona” jako niedorobiony.

Aktorzy. No,w miarę dobrze…

Reżyseria. Z oczywistych powodów nie oceniano.

Muzyka….

itd…

Zaznaczmy, że film dostał kilka nagród. Jest kontrowersyjny. Budzi niepokój. Oceniają go najlepsi w branży.

Ale to co te małolaty o tym filmie wygadują jest fascynujące! Nie ma to znaczenia, czy mają rację, lub tym bardziej czy mają kwalifikacje do krytykowania. Istotne jest to, że to robią dogłębnie!

Montaż poprawny, bo: „na początku dynamika ze statycznych ujęć” , potem „najazdy na dynamikę”, a potem „oczywiste cięcia w chwili grozy”…

Niestety nie udało się zapamiętać wszystkich opinii i cytowane są z głowy. Wzbudzają rozbawienie, ale też nadzieję i radość z wyników pracy nauczyciela!

Mają po kilkanaście lat i rozumieją to co widzą!!! Analizują film, nie tylko jako ruchomy obrazek.

Nikomu nie dzieje się krzywda, gdy dzieciaki w taki sposób „jadą” po twórcach. Chyba nawet twórcy mogą być dumni, że „dostaje” im się od szczeniaków. Bo te szczeniaki za chwilę będą młodymi wilkami, a potem zgromadzą się w watahy i zaczną polować na widza.

Teraz uczą się jak pokazać kiedyś kły.

„Demon” został w ich głowach na zawsze jako film festiwalowy. Jeśli historia oceni go jako wybitny, to doskonale. Jeśli okaże się jednym z wielu przyzwoitych filmów, będzie im łatwo go przeskoczyć. Znaczenie ma to, że stał się narzędziem w edukacji i tą rolę doskonale spełnił. Bo dzieciaki tak cichutko mówią, że chyba… raczej… prawdopodobnie kiedyś zrobią lepszy film… Tylko muszą ciut popracować nad tym i owym.

m.


15 czerwca 2016

Wczorajsza jazda samochodem w towarzystwie młodych ludzi i radia…

Męka słuchania prowadzącej audycję pary była wręcz fizyczna.

Utrzymująca sztuczną wesołość kobieta i tryskający płaskim humorem mężczyzna. Znacie to?

Co to za stacja? Jedna z wielu hołdujących modzie na swobodne pary mieszane.

Pasażerowie auta ( gimnazjaliści) zastanawiali się czym kieruje się szef rozgłośni decydując się na taki poziom spikerki.

Jakie kryteria musi spełniać ta osoba (bo to nie redaktor, na bogów!) przed mikrofonem?

Porównując stare audycje, a nawet dinozaury naszego eteru, do obecnej młodej fali szukaliśmy wspólnie odpowiedzi na te pytania.

Kiedyś dykcja musiała być wzorowa. Dziś wyartykułowanie zwrotu: „najwydestylowaniuchnieńszy kieliszeczek wódeczki” zajęłoby młodemu spikerowi tyle czasu, ile zajmuje konsumpcja dwudaniowego obiadu z deserem.

Logika wypowiedzi była sztuką a ewentualne błędy były tak rzadkie, że przechodziły do historii jako anegdoty. Teraz słyszymy o oliwie z oliwek! Jak by oliwa mogła być z agrestu! Tak się składa, że w języku polskim oliwa to olej z oliwek.

Szanowano słowa. Dziś mamy „punkty procentowe” i „w dniu dzisiejszym”. Kiedyś to były „procenty” i „dziś”.

W dniu dzisiejszym kredyty wzrosły o dwa punkty procentowe.

Dziś kredyty skoczyły o dwa procent.

Nawet napisane jest dwa razy krótsze! A treść ta sama.

Litościwie nie wspominajmy o tematach programów, o komentarzach, o rozmowach ze słuchaczami…

Głos z radio był żenujący ale reakcje gimnazjalistów wesołe. Konkluzja była okrutna:

1. Pensja spikera zależy od ilości użytych słów! Długie odpadają, bo można się pomylić i trzeba powtarzać i to wolniej! A krótkie należy zastąpić tautologicznymi opisami i iść na ilość!

2. Logika wypowiedzi i czystość języka jest zakazana! Słuchacz, aby chciał słuchać musi się czuć lepszy, mądrzejszy od tych głosów z radio!

Faktycznie, słuchając głosu tych dwojga z rozgłośni, poczuliśmy się wszyscy wybitni i inteligentni.

3. Wybitni i inteligentni muszą się zająć czymś innym, bo do radia ich nie przyjmą…

Tak, więc dzieciaki porzuciły nadzieję na kariery radiowe i wróciły do organizacji konkursu filmowego RATUJMY ŻYCIE.

m.


8 czerwca 2016

Tak się jakoś składa, że spotykam ostatnio wielu artystów. Tylko nie takich, co mają kolczyki gdzie się tylko da, tatuaże na języku, spodnie w kropki, włosy zaplecione w warkoczyki zakończone nakrętkami M8 w ocynku…

Dziwne, ale artyści postrzegani jako wielcy, wyglądają normalnie! Przyzwoite marynarki, garsonki, skromne okulary lub delikatna biżuteria.

Nie muszą manifestować talentu za pomocą wyglądu.

Ba, znam takiego artystę, któremu wygląd jest zupełnie obojętny. Dosłownie. Ubiór ma być funkcjonalny a nie dziwny. Choć w jego wypadku bywa dziwny, bo jest kompletnie przypadkowy. Natomiast, to co jest efektem jego talentu i pracy zatrzymuje oddech u widza.

Śmieszne są te kolorowe ludziki, którym więcej czasu zajmuje ustrojenie swojej persony niż tworzenie sztuki.

Nie dotyczy to piosenkarzy, którzy muszą wyglądać. W przypadku Lady GaGa, nawet jej kapcie są sztuką. Ale tu akurat wygląd jest sztuką.

Obserwuję dzieci, no, już raczej młodych ludzi, którzy na spotkaniach z artystami, są zaskoczeni, że to taki zwykły człowiek jest.

Zwykły to nie jest… Jest skromny, ale pewny siebie. Oczekuje, że ludzie będą patrzyli na to co robi a nie na niego. Cenniejsze jest dzieło. Świat zapamięta to co artysta zrobił, a nie to jak wyglądał.

W ogóle skupiamy się na tym jak nas inni postrzegają, a mniej na tym co pozostanie jako nasz dorobek.

Telewizje pilnie badają oglądalność, politycy poparcie, aktorzy popularność… i robią wszystko aby tu i teraz ich wygląd był atrakcyjny. Nawet jeśli to graniczy z upodleniem.

Wczoraj, było spotkanie z niepokornym reżyserem. Nagrody za filmy, szacunek, ogromna wiedza, uśmiech i cierpliwość… Taka sztuka z tych Dużych…tylko w ciemnych spodniach i szarej koszuli.

On już jest w historii. Kompletnie mu nie zależało co o nim myślą producenci, krytycy, dystrybutorzy, politycy, wizażyści… Robił i zrobił coś co było ważne dla jego sumienia, duszy, wartości.

Dziwne, jak bardzo oczekujemy od artysty, aby wyglądał jak artysta. Ale ci najwięksi zupełnie nie spełniają tego warunku.

m.


7 czerwca 2016

Nasz syn kończy szkołę. Na pożegnanie klasa przygotowuje dla wychowawczyni album ze zdjęciami dzieciaków. Powinny to być aktualne zdjęcia.

Fotki z niedzieli byłyby super. Sesja o świcie. Co prawda polowaliśmy na kunę, której dziuplę odkryliśmy tydzień wcześniej. Kuny nie było, ale syn prezentował się romantycznie w porannym słońcu. Cyfrowa technika pozwala się bawić, więc zdjęcia były czarno-białe z zielonym co zielone. Buty z zielonym paskiem w zielonym lesie i roześmiany dzieciak skaczący dla zabawy…

To były super zdjęcia.

Były. Podczas przerzucania do komputera umknęły… Bywa.

Ale pamiętamy te zdjęcia. Pamiętamy gdzie były robione, że kuna nie wylazła, że na makrofotach złapaliśmy muchę siadającą na muchomorze, że spalone przez piorun drzewo trzeba sfotografować o zachodzie, bo światło będzie lepsze na zwęgleniach od zachodniej strony…

Szlag trafił zdjęcia, ale pozostały wspomnienia.

Wspomnienia.

Tylko młody umysł zapamiętuje wszystko i wyolbrzymia wrażenia.

Szkoda mi tych zdjęć. Pozostały jedynie obrazy, które z czasem zatrą się w pamięci i przybiorą formę nostalgicznej miłej mgiełki.

Gdybyśmy ten niedzielny ranek przespali nie byłoby nic.

To lekcja pokory była.

Następna niedziela może być bez nawet bez aparatu. Obrazy powstają w naszej głowie – tam są najtrwalsze. Tam rośnie ich piękno jak rośnie ryba w opowieści wędkarzy.

Te utracone zdjęcia były najpiękniejszymi jakie udało nam się zrobić…

Aby zepsuć efekt powiem, że młody miał swój aparat i jego foty przetrwały. Są nawet ciekawsze, bo pokazują gdzie powstawało coś co utraciliśmy, lub coś co na zawsze pozostanie w naszej pamięci.

m.


6 czerwca 2016

1 czerwca byliśmy na warsztatach filmowych w Iluzjonie. Zajęcia prowadził Tali Barde. Jak nie znacie, to poznacie. Na pewno będzie sławny.

Nakręcił nagradzany na świecie film. Tworzył mając upór, talent, fajnych kumpli, masę szczęścia i 20 lat.

Do szkoły filmowej go nie przyjęli. Ale teraz to on pokazuje jak robić filmy bez szkoły!

Znam takie przypadki, gdy do filmówek nie przyjmowano ludzi tylko dla tego, że komisja egzaminacyjna nie znała kandydata, a ilość miejsc dla znajomych jest ograniczona – a znajomych dużo…

Odrzuceni byli nieszczęśliwi. Ale okazało się, że tak naprawdę niektórzy wygrali. Jak Tali Barde!

Szkoła artystyczna daje bardzo dużo. Ale też dużo zabiera. Mistrz zawsze kreuje ucznia według swoich gustów. A uczeń aby się nie narazić mistrzowi nagina się do jego woli, tracąc tożsamość.

Ale kino w 2016 roku nie potrzebuje układu mistrz-uczeń.

Jak masz talent i wizję, to tworzysz.

I to jak! Bez obaw o ocenę nauczyciela! Z uczuciem wolności. Na pewno świeżo i niewinnie.

Dowód? A proszę poszperać w necie pod hasłem filmy amatorskie. Albo dobitniej: kto uczył Chaplin’a, Chitchcock’a, Welles’a sztuki filmowej?

Może za kilkanaście lat przyznanie się do skończenia szkoły filmowej będzie utrudnieniem w drodze do sukcesu w tej branży? Może liść reguł, zasad, typów, konwencji i diabli wiedzą czego zagłusza i spłaszcza pasję tworzenia?  Patrz:Woody Allen, któremu szkoła filmowa przeszkadzała na tyle, że ją porzucił po tygodniu!

Szkoły filmowe pozostaną dla aktorów, bo tam jest emisja głosu, dykcja, taniec, etc. To inny warsztat. Choć przy odrobinie samozaparcia, można to wypracować samodzielnie na podstawie informacji z internetu!

Ale operator, montażysta, reżyser… te zawody mogą być lepiej wykonywane przez samouków.

Dać młodym ludziom narzędzia: kamery, slidery, crane’y, światła, steadycam’y, programy do edycji… i odrobinę inspiracji.

Sprzęt „ogarną” w moment – jak to dzieci. A fantazja młodego człowieka granic nie ma.

Czy ktoś obecnie wie, gdzie znajduje się choć jedna (z kiedyś licznych) szkoła dla koronczarek? Właśnie! Postęp techniczny tak zmodyfikował tą sztukę, że koronki robi się z poziomu klawiatury kompa. Za pomocą japońskich maszyn, co to nikt (oprócz autoryzowanego serwisu) nie wie co mają w środku!

Dodam, że filmy też robi się za pomocą japońskich kamer, co to nikt (oprócz serwisu) nie wie co jest w środku…

Sztuka filmowa kiedyś była tajemną wiedzą, jak robienie koronek.

Dziś jest dostępna dla wszystkich.

Teraz aby zaistnieć w świecie kina, można tam wejść z dobrym filmem zrealizowanym w domowym ogrodzie.

Tali Barde jest jednym z pierwszych, którzy na fali postępu technicznego uwolnili swój talent.

Tali Wygrał mały konkurs filmowy. 1000 Euro nagrody wystarczyło na realizację 1,5 godzinnego dreszczowca. Takiego z przymrużeniem oka, ale jest suspens jak u Alfreda!

Nie potępiam szkół filmowych. Absolutnie nie! Z filmówek wyszło wielu wspaniałych twórców! Tylko 5 lat temu kamera z obiektywem o przesłonie 1,8 była poza zasięgiem amatora. Program do edycji w 3D był legendą z pogranicza magii. Teoria pisania scenariuszy była w skryptach akademickich… Teraz w hipermarkecie kupujesz EOS 5D MIII ze szkłem 50mm 1,2; wybierasz jeden z 10 programów do obróbki video; a to jak napisać scenariusz masz opisane na 20 portalach.

Edukacja filmowa po maturze? To już za późno… Możemy zaczynać wcześniej! I musimy. W wyższych szkołach filmowych mistrzowie będą przekazywać to co mają najcenniejszego: wrażliwość, delikatność, uczucia, empatię… To jest ich wartość jako nauczycieli tej sztuki. A warsztat powinien być młodym dany już w podstawówce!

m.


Jedziemy na festiwal Filmoteki Szkolnej.

Niby nic dziwnego, w końcu zajmujemy się edukacją filmową.

Jednak okazało się, że organizator prosi o 30 sekundowe filmowe prezentacje każdego z uczestników. A my nie mamy nic aktualnego…

Praca na planie spotu reklamowego trwała od rana.

Pierwotnie przygotowany tekst, podczas czytania dał prawie minutę…

Były cięcia, modyfikacje, improwizowane scenografie… no normalnie jak na planie amatorskiego filmu.

Jedna improwizacja dała nam, opiekunom, chwilę zadumy.

Obrazowanie słów „zbudowaliśmy stronę”(www) udało się z wykorzystaniem kartonów z „magazynku”. Kiedyś odbyła się lekcja, na której poruszany był temat emocji. Na bokach pudeł były napisy: chciwość, miłość, cierpliwość, pokora, pycha, egoizm… Jak to było użyte na lekcji? Nie wiem. Druga ściana pudła była wolna i po zbudowaniu muru z tych kartonów, na powstałej tak ścianie napisaliśmy www.okiemkamery.com .

Z tyłu zobaczyliśmy wszystkie emocje, którymi się kieruje lub ulega każdy człowiek.

Ta tekturowa ściana okazała się nagle bardzo, bardzo symboliczna.

Sztuka filmowa wciąga ludzi, którzy chcą świat naprawiać, lub takich co wolą go niszczyć.

Jedni stają przed kamerą aby pokazać jak są wspaniali, inni aby przełamać nieśmiałość.

Niekończące się opery mydlane dają nieskomplikowaną, płaską rozrywkę, a wielowarstwowe dramaty potrząsają naszymi sumieniami.

To tylko pudełkowa ściana, gdzie z jednej strony jest dumna nazwa projektu edukacyjnego a z drugiej spis ludzkich cech i złych i dobrych. Tylko karton i słowa.

Gdybyśmy wyrzucili egoizm, nietolerancję, podłość… ta ściana by się zawaliła. Chyba wszystko co jest w człowieku ma jakieś znaczenie dla naszego trwania na tej planecie.

Śmiejemy się z naiwności westernów. Z „preriowej” walki dobra ze złem, gdzie zło zawsze przegrywa. A może nie słusznie to traktujemy lekko? Może ta odrobina zła, jest konieczna abyśmy na jego tle lepiej widzieli dobro?

Okiem Kamery ma nauczyć dzieci patrzeć na świat i odbierać go takim jaki jest. Analizować i oceniać a potem pokazywać jaki powinien być.

Dziś zbudowaliśmy z tego co było w „magazynku”. Kilkaset lat temu byłoby tam obcinanie rąk i palenie na stosie. Czegoś już się ludzkość nauczyła.

Może kiedyś powstanie taka tekturowa ściana, gdzie z jednej strony będzie Okiem Kamery a z drugiej słowa tylko takie jak miłość, hojność, lojalność, współczucie, radość, wzruszenie…

Postarajmy się aby nasze dzieci taką ścianę budowały.

m.


2 czerwca 2016

Redakcja Followgames zaskoczyła nas przysyłając sakramencko oficjalnego e-mail’a i… mamy kolejne nagrody!

Pomagają…

Pomoc. To w ogóle jest ciekawy temat.

Wyobraźmy sobie, że będąc na spacerze w parku widzimy jak starszy gość powolutku osuwa się z ławeczki. Mamy dwie możliwości działania.

Pierwsza, (najpowszechniejsza) to odwracamy głowę i podziwiamy na trawniku po przeciwnej stronie wonne efekty wyprowadzania psa.

Druga, to ruszamy z pomocą. To metoda na razie mało popularna.

Gdy ruszyliśmy, to budzą się natychmiast obawy:

Czy nie pijany i czy nie ośmieszymy się z tym samarytanizmem?

Czy nie jest to coś poważnego, z czym sobie nie poradzimy?

Czy nie zaszkodzimy?

Czy…?

I bardzo dobrze, że pytamy sami siebie o takie sprawy. Oznacza to, że w środku nas jest CZŁOWIEK, z którym można podyskutować.

Po przełamaniu barier zbudowanych z „czy” podchodzimy i sprawdzamy co się z osuwającym staruszkiem dzieje.

Najczęściej, potrząśnięty delikatnie za ramię, przeprasza za kłopot i wyjaśnia, że tlen i słoneczko tak na niego działają usypiająco.

Co straciliśmy w tej „AKCJI” ratowniczej? Kilka sekund naszego życia? A zyskaliśmy uśmiech staruszka. To fajniejsze wspomnienie ze spaceru niż widok psiej karmy raz użytej.

Jednak może być tak, że staruszek ma opuszczoną dolną wargę, jedna powieka zamknięta, zaskoczony jest tym , że jedna ręka choć jest to nie działa… Wiecie co z tym zrobić?

Sami to nie za wiele tu zdziałacie. Na pewno użyć cyferek 999. Szlag trafi z 0,1% baterii w telefonie! Trudno, poświęcimy te 0.1% energii smartfona aby pomoc się pojawiła.

Śmiesznie mało? Jasne, że tak. W tym konkursie chcemy aby nagrody fundowane dzieciakom były właśnie promilami waszych możliwości.

Kiedyś my też będziemy staruszkami na ławce w parku…

Ile możemy teraz poświęcić aby nasze dzieci i wnuki nie odwracały głowy na widok naszej przyszłej słabości? Możemy zapewnić im widok uśmiechniętego człowieka lub ten drugi…

Teraz inwestujesz w to jaki widok będzie miała Twoja przyszłość.

m.


1 czerwca 2016

Na otwarcie.

Nasi darczyńcy są równi sercem, choć różni skalą.

Duzi napędzają inwencję dzieciaków w całej Polsce.

Mniejsi, regionalni zwiększają szanse wyróżnienia.

Zapewne będzie tak, że ktoś dostanie dwie nagrody, jedną z głównych i regionalną. A może i trzy? Bo jak wójt się uprze dać za „ten” konkretny film, „Ciastkarnia Pani Joli” też tylko „ten” i jury uzna, że to właśnie „ten” jest Grand Prix?

No i co z tego, że ktoś dostanie trzy nagrody? Jeśli jego dzieło ma ratować życie, to żadna nagroda nie będzie wystarczająca!

W dniu ogłoszenia konkursu na liście darczyńców mamy Adversum z GoPro, a do tego stojące jak dobry Prawny smok w obronie naszej sprawy. Jest Killhouse z imprezą dla dzieciaków z mazowieckiego. Wójt gminy Michałowice z nagrodami dla uczniów trzech szkół. Silten z wycieczką w najgłębsze miejsce dostępne do zwiedzania dla najmłodszych filmowców…

Jeśli uważasz, że Twoja nagroda będzie przytłoczona tymi „wypasionymi” , to informujemy Cię, że nie będzie! Gdy wspomagasz dowolną akcję charytatywną, robisz to raczej anonimowo. A czemu tym razem nie ogłosisz tego u nas na stronie? Może masz siłownię? Ufunduj roczny karnet dla 5 licealistów na zajęcia – dla Ciebie to drobiazg – a możesz się chwalić, że trenują u Ciebie Najlepsi ( akurat najlepsi w ratowaniu życia…) A jeśli jesteś szefem marketingu wielkiej korporacji, to możesz wyciągnąć gadżety reklamowe z dolnej szuflady biurka…

Teraz możemy się przyznać, że początkowo konkurs miał być tylko w naszej szkole. Taki test przed ruszeniem w Polskę. Ale wspomnieliśmy o tym redaktorowi z Followgames, który „rozgadał” się przy dyrektorach dużej firmy. Ktoś inny powiedział dwa słowa gdzie indziej. Wójt naszej gminy Krzysztof Grabka przygotował się na spotkanie z dzieciakami i poświęcił im godzinę na poważną rozmowę… I okazało się, że nie możemy opanować entuzjazmu dobrych ludzi wokoło nas.

Followgames początkowo miało jedynie poinformować o wydarzeniu, jednak widząc ogrom pracy i konieczność pomocy, stało się współorganizatorem. Nie stawiali żadnych warunków, nie chcieli nic za pracę i ogromny wkład. Jeśli czyta to jakiś rodzic, którego dziecko siedzi nad kompem i gra, to niech wie, że Fololwgames to nie tylko durne strzelanki, ale też ludzie z sercem i misją.

Powiecie, że muszę chwalić, bo to nasz partner. Tak, muszę i chcę się chwalić, że Tacy Ludzie są naszymi partnerami.

Wreszcie beneficjent tej akcji: Fundacja Ratujmy Życie. Konkurs jest ich promocją.

Podkreślam : PROMOCJĄ.

Filmy o Jamesie Bondzie mają lokowanie produktu! Czemu filmy o ratowaniu życia nie mogą lokować działań Fundacji stworzonej do nauki ratowania życia?

Prezes Fundacji lekarz Michał Okuniewski specjalista medycyny ratunkowej jest człowiekiem, który tak jak tysiące innych ratowników wsiada do karetki i spieszy ratować życie. Ale ta praca nie wyczerpuje jego powołania do tego zawodu. Zespół ludzi zebranych wokół Michała uczy, promuje, działa! Ich celem jest, aby każdy z nas wiedział jak ratować i nie bał się pomagać.

Zaczynamy od dzieci, bo to podstawowe ratowanie jest dziecinnie proste.

Gdy będziecie pomagać swoim dzieciom tworzyć filmik konkursowy, przekonacie się, jak ważne jest to, co robi Fundacja Ratujmy Życie.

FRŻ ma oczywiście konto bankowe… Jak to fundacja! 😉

Dzieciaki mogą im dać wsparcie tylko swoją wyobraźnią. A skoro nie jesteś dzieckiem…

m.


Projekt filmowy: „Okiem Kamery” 2015/16

PROJEKT FILMOWY (druga edycja)

Ogólnopolski projekt filmowy, w którym po raz drugi bierzemy udział, objęty jest patronatem Centrum Edukacji Obywatelskiej, Filmoteki Szkolnej, PISF i cieszy się wśród młodzieży wielkim zainteresowaniem.
Filmoteka Szkolna udostępnia nauczycielowi zasoby filmowe (około 150 filmów) uznanych polskich reżyserów, są to zarówno dzieła fabularne, dokumentalne jak i animacje – do wykorzystania na lekcjach lub zajęciach dodatkowych.
Udział w ogólnopolskim projekcie daje młodzieży szansę, by wyjść poza nasz piękny Komorów, zmierzyć się z innymi uczniami, podejść do konkursów i zdobyć nowe doświadczenia.

Ruszamy po wakacjach z nowymi siłami, pełni pomysłów i chęci do działania. Właściwie to już ruszyliśmy i to z kopyta!
Projekt filmowy w tym roku nazwaliśmy „Okiem kamery”, ponieważ będziemy stać po obydwu jej stronach.
Zaplanowaliśmy wiele działań, które inspirują, uczą twórczego myślenia, pozwalają na kreatywne spędzenie czasu. Chcemy zorganizować noc filmową, profesjonalne warsztaty „Od scenariusza do montażu”, będziemy oglądać i kręcić filmy, startować w konkursach filmowych i brać udział w festiwalach, a także nawiążemy współpracę z innymi szkołami, biorącymi udział w tym projekcie.

Cieszę się niezmiernie, że zaistniała przestrzeń, w której młodzież spełnia i wyraża siebie, lubi ze sobą przebywać , a moja sala polonistyczna w piątkowe wieczory pachnie herbatą i ciasteczkami waniliowymi ( dzięki Ada).

Katarzyna Wołek


W tym roku, po raz drugi w historii szkoły, pod przewodnictwem Pani Katarzyny Wołek, wystartował Projekt Filmowy – Okiem Kamery. Sukces poprzedniej edycji projektu, ściągnął wielu nowych chętnych, na tegorocznych spotkaniach znalazło się ok. 20 osób. W porównaniu do zeszłego roku, jest to spora zmiana. Poza własną twórczością w tym roku będziemy mieli okazję do nauczenia się filmowania na specjalnych warsztatach. Oprócz nauki pracy na planie, nasza wiedza i doświadczenie zwiększy się o obsługę profesjonalnego sprzętu do obróbki i montażu filmów. Wśród innych atrakcji wyróżnić należy wiele konkursów, do których samodzielnie nie dotarlibyśmy. Przed nami prawie rok ciężkiej pracy, której efekty uczniowie naszej szkoły będą mogli ujrzeć zapewne pod koniec roku szkolnego. Warto wspomnieć o tym, że Projekt Filmowy zaliczany jest jako projekt gimnazjalny, a ukończenie go oznacza otrzymanie specjalnego dyplomu, respektowanego przez Warszawską Szkołę Filmową, Centrum Edukacji Obywatelskiej i wiele innych związanych z projektem instytucji.

Jan Romanowski


Projekt filmowy: „Akcja” 2014/15

Projekt Filmowy: Akcja! 2014/15

Żyjemy w czasach zdominowanych przez kulturę masową, która, co tu dużo mówić, zabija w młodych ludziach wrażliwość, pozbawia chęci kreowania rzeczywistości, tworzenia, nie uczy krytycznego spojrzenia na świat. Kultura masowa pozwala na bezmyślne spędzenie czasu, zabicie nudy…

Od wielu lat chodził mi po głowie projekt edukacji filmowej, taki z prawdziwego zdarzenia, w którym to uczeń stałby się pierwszoplanową postacią w swoim własnym filmie, kreatorem od początku- do końca – rzeczywistości, która jest mu bliska. Dzięki Centrum Edukacji Obywatelskiej i programowi Filmoteki Szkolnej wraz z grupą zapaleńców włączamy się w wielką przygodę z filmem i kinem.

Filmowcu, mój młody przyjacielu, stojąc w świetle reflektorów po tamtej stronie kamery, ubrany w drogie kostiumy, albo łachmany, możesz milczeć, krzyczeć, płakać, śmiać się… opowiedz nam historię, która leży ci na sercu, nawet jeśli będzie to amatorska opowieść, będzie najlepsza na świecie, bo twoja własna!

Po drugiej stronie, w fotelu przed ekranem, usiądą widzowie, nauczyciele, rodzice, a przede wszystkim uczestnicy projektu. Co zobaczą? Mam nadzieję, że zobaczą, że jednak można, że warto, że to fajnie chcieć i realizować siebie, a może niektórzy zobaczą swoją nową drogę do Jutra? Mamy wiele pomysłów i planów, trzymajcie za nas kciuki! Moim filmowcom życzę powodzenia! Do dzieła!

Katarzyna Wołek


Niezwykłe spotkanie

Ostatnio gościliśmy w naszym gimnazjum wspaniałego gościa- Panią Maję Komorowską. Spotkanie to było zwieńczeniem Projektu Filmowego” Komorów: Akcja !”.

Nie sposób wymienić wszystkich ról teatralnych i filmowych znakomitej aktorki, nie sposób pochylić się nad wagą zdobytych nagród.
Pani Maja jest także absolwentką naszej szkoły, więc zarówno spotkanie, jak i odwiedziny Komorowa, miały poniekąd charakter sentymentalny, co dało się odczuć w ciepłych , nostalgicznych wspomnieniach o jej „ kraju lat dziecinnych”. Wraz z Panią Mają przenieśliśmy się do dawnego Komorowa, gdzie nieopodal szkoły stał stóg siana, z którego ześlizgiwała się razem ze swym bratem bliźniakiem. W domu przyszłej aktorki bywała Maria Dąbrowska, która koniecznie chciała odkupić jej sny, a kobiece dyskusje dotyczyły tego, czy zasłaniać, czy odsłaniać okna w czasie upału… W szkole „ rządził” legendarny Pan Henryk Kotoński, a zespół nauczycielski stanowiły działaczki AK, ujmujące dzieci swoją postawą moralną i obywatelską.

Pani Maja opowiadała o swej drodze twórczej, o doświadczeniach zarówno tych życiowych jak i artystycznych. Uczniowie zadawali pytania dotyczące szczegółów granych przez nią ról. Pani Maja okazała się być doskonałym rozmówcą i z wielkim zaangażowaniem udzielała odpowiedzi.

Z niezwykłym zainteresowaniem słuchaliśmy o jej spotkaniu Janem Pawłem II, z ks. Jerzym Popiełuszką, o trudnych czasach stanu wojennego. Mieliśmy również okazję posłuchać recytacji poezji ks. Jana Twardowskiego i Czesława Miłosza.

Pani Maja ujęła nas ciepłem, serdecznością i autentycznością.

Składam serdeczne podziękowania Pani Ewie Kalecie za pomoc w zorganizowaniu spotkania.

Katarzyna Wołek


Nowe Filmy!

Nasz kanał na Youtube został wzbogacony o kilka filmów na konkurs „Lektury w kadrze” zorganizowany przez Łódzką Szkołę Filmową.
Zachęcamy do obejrzenia! – KLIKNIJ TUTAJ!

Piotr Siwiński


Festiwal Filmoteki Szkolnej

W czwartek 11 czerwca po raz szósty odbył się dwudniowy Festiwal Filmoteki Szkolnej zorganizowany w Warszawie. Świetna okazja do poznania profesjonalnych reżyserów, krytyków i aktorów, zaprezentowania swoich plakatów filmowych, nauczenia się nowych umiejętności. Po przybyciu na miejsce, wręczono nam torby, gadżety oraz identyfikatory z planem dnia. Chwilę później zaproszono nas na oficjalne rozpoczęcie w jednej z sal konferencyjnych. Panie prowadzące podsumowały rok trwania projektu i przedstawiły cele na przyszłość. Później w przydzielonych grupach, udaliśmy się na warsztaty trwające ok. 2 godziny. Tworzyliśmy na nich infografiki przedstawiające owoce naszej wielomiesięcznej pracy, które potem omawialiśmy przy całej grupie. Po skończonej pracy zjedliśmy obiad, a po posiłku wyruszyliśmy autobusami do kina Muranów. Obejrzeliśmy film „Przywódcy” w reżyserii Pawła Ferdka, opowiadającym o wyborach do samorządu szkolnego w 5 klasie. Następnie, przez Kaję Klimek i Błażeja Hrapkowicza poprowadzona została dyskusja na temat tego filmu. Tak się dla nas zakończył dzień pierwszy.

Piotr Siwiński

W dniu 12 czerwca 2015 roku pod przewodnictwem Pani Katarzyny Wołek, razem z Justyną Cozac, Jagodą Jaszczuk, Matyldą Kuną i Małgorzatą Pająk uczestniczyłam w ogólnopolskim Festiwalu Filmoteki Szkolnej.

Do Warszawskiej Szkoły filmowej, z każdej szkoły, przyjechało kilku reprezentantów. Ogólnie w festiwalu uczestniczyło około 150 osób. Spotkanie rozpoczęło się od rozwieszenia plakatów, które obrazowały zrobione wcześniej filmy. Następnie o godz.11.00 w kinie Elektronik odbyło się uroczyste otwarcie Festiwalu Filmoteki Szkolnej. Zostały również wręczone nagrody szkołom, które najlepiej nakręciły filmy. Po nagrodzeniu laureatów, przedstawiciele wszystkich szkół zostali podzieleni na dwie grupy-czarną i białą. Byłyśmy w grupie czarnej ,więc wyszłyśmy z kina na godzinną rozmowę z ekspertami filmowymi. Odbywała się ona w sali głównej (tam ,gdzie wszystkie szkoły powiesiły swoje plakaty). Na środku stało sześć stolików, a przy każdym z nich siedział ekspert. Wszyscy usiedli przy wybranych stolikach ,rozmawiając i zadając najprzeróżniejsze pytania. Po dziesięciu minutach rozmowy młodzież przenosiła się do innego stolika. W tym czasie grupa biała miała warsztaty filmowe. W końcu była zmiana. Przeniosłyśmy się do kina ,gdzie wyświetlano najlepsze filmy zrobione przez szkoły. Każdy z nich został szczegółowo omówiony przez krytyka filmowego. Później wszyscy reprezentanci szkół zostali wynagrodzeni za chęć wzięcia udziału w Filmotece Szkolnej. Następnie grupa biała poszła na obiad, a my zostaliśmy w kinie na dalszym oglądaniu filmów. Obiad był bardzo smaczny i każdy jadł go z apetytem. Wróciłyśmy do Komorowa około godz. 16.

Festiwal podobał mi się i cały wyjazd uważam za bardzo udany. Dużo dowiedziałam się o filmach i z pewnością pogłębiła ona moją wiedzę na ten temat.

Olga Markowska


Recenzja z filmu pt. „Kanał”

W piątek 6 lutego o godzinie 17:30 spotkaliśmy się z naszą grupą zainteresowanych projektem filmowym, aby wspólnie obejrzeć film z pakietu Filmoteki Szkolnej pt. „Kanał” Andrzeja Wajdy. Scenariusz został napisany przez Jerzego Stefana Stawińskiego – uczestnika powstania warszawskiego, który przeszedł przez kanały.

Film nie stronił od dramatycznych momentów, przez co budził kontrowersje u recenzentów sprzed 60 lat, którzy po obejrzeniu pierwszego filmu powojennego dotyczącego Powstania Warszawskiego, spodziewali się ukazania heroicznych cech i czynów powstańców, zamiast pesymistycznej, niemalże postapokaliptycznej wizji , polegającej na uciekaniu ściekami. Jak szczury.

„Kanał” bardzo różni się od amerykańskich superprodukcji wojennych. Nie ma tam bomb spadających na głowę, epickich bitew czy nieskończonego wypluwania pocisków z karabinów maszynowych. Tutaj możemy dopatrzeć się różnorodnych portretów psychologicznych poszczególnych bohaterów, odurzonych niemieckimi gazami oraz smrodem, umierających w kanałach.

Andrzej Wajda pierwszy pokazał światu, jak tak naprawdę wygląda wojna wraz z jej wszystkimi niedoskonałościami.
Ten film jest obecnie uważany za jeden z najlepszych polskich obrazów i dał początek Polskiej Szkole Filmowej.

Piotr Siwiński


Spotkanie z reżyserem – Panem Zdzisławem Cozacem

W piątkowy wieczór spotkaliśmy się na kolejnym zebraniu osób zaangażowanych w Projekt Filmowy: Akcja!
Tym razem zaprosiliśmy tatę naszej koleżanki z klasy – Pana Zdzisława Cozaca – reżysera, scenarzystę i producenta filmów popularnonaukowych. Pan Cozac opowiadał nam o swoich doświadczeniach z filmem. Uświadomił nam, jak kiedyś kręcono i montowano filmy, a jakie możliwości daje nam współczesna, cyfrowa technologia. Udzielił nam także kilku niezwykle ciekawych rad, dotyczących kręcenia filmów. Przede wszystkim Pan Cozac mówił o swoim zawodzie z wielką pasją, cytując chińskie przysłowie: Znajdź pracę, która jest twoją pasją, a nigdy nie będziesz musiał pracować, uświadomił nam, że należy szukać sposobu na swe życie.

Pan reżyser poddał pomysł na naszą pierwszą produkcję filmową, ale nie zdradzimy , co to będzie… Na zakończenie dostaliśmy dwa filmy autorstwa reżysera – Miasto zatopionych bogów oraz Wyspa władców.

Spotkanie z Panem Zdzisławem Cozacem było bardzo ciekawe i inspirujące. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy i mam nadzieję, że wskazówki, których nam udzielił, będą pomocne w realizacji naszego projektu.